środa, 19 grudnia 2012

Odliczanie do 21.12.2012 rozpoczęto...



I stało się! Odliczanie weszło w końcową fazę. Już w tym tygodniu przekonamy się, czy rację mieli czarnowidze, co może oznaczać, że nie doczekamy najbliższych świąt, czy wygrają racjonaliści, których już dziś bawi całe to zamieszanie, a 21 grudnia - o ile nic się nie stanie - pozostanie im tylko głośno parsknąć śmiechem. 



W niektórych miejscach panuje atmosfera święta i pikniku, w innych wręcz odwrotnie - wieje grozą, a nastrój powagi jest wręcz przytłaczający. Prawie nikt do daty 21 grudnia 2012 r. nie podchodzi jednak obojętnie. Żadna z pojawiających się w przeszłości dat, które miały wskazać moment rzekomego nadejścia końca świata, nie wywoływała tyle emocji. To napięcie dostrzec można na każdym kroku. 

Specjaliści z NASA informują o panice, jaką można dostrzec w zachowaniu niektórych, co może się przełożyć nawet na wzrost liczby samobójstw. Psychologowie twierdzą zaś, że u wielu osób zaobserwować można coś w rodzaju fobii na punkcie końca świata. 

Statystyki są zadziwiające. Jak wynika z sondażu przeprowadzonego w Stanach Zjednoczonych, coraz więcej ludzi wierzy w to, że apokalipsa nastąpi w 2012 r. Aż 10 procent pytanych, czy wierzą w złowieszczą prognozę, odpowiedziało w sposób twierdzący - poinformował serwis "The Huffington Post". 

Ludzie, którzy są przekonani, że zagłada nadejdzie w najbliższych dniach, jako ewentualny czynnik, który zakończy naszą egzystencję na ziemskim globie, przedstawiają różne odpowiedzi. Najczęściej pojawiająca się wersja dotyczy kolizji Błękitnej Planety z mityczną Nibiru (ten hipotetyczny wariant powraca bardzo często, mimo tonowania nastroju przez specjalistów z NASA, którzy cały czas przypominają, że żadne tego typu niebezpieczeństwo na nas nie czyha). Bardzo dużo ludzi wierzących w nieuchronny koniec twierdzi także, że zbliżająca się apokalipsa może mieć związek ze znajdującymi się w Biblii zapowiedziami - mówią one o potężnych eksplozjach, powodzi oraz trzęsieniach ziemi. 

Na całym tym medialnym zgiełku niektórzy starają się zrobić dobry interes. W Chinach na ekrany kin powrócił film "2012". Tym razem komercyjny hit sprzed kilku lat wyświetlany jest w wersji 3D. 

Na swoją sytuację nie mogą narzekać także firmy zajmujące się budową schronów, właściciele ośrodków hotelowych, które położone są miejscach uznawanych za bezpieczne enklawy (położone są one m.in. we Francji, Turcji i Serbii) czy nawet producenci świec. Mało tego, niektórzy zainicjowali projekty, które powiązane są z końcem świata - w wielu krajach (m.in. w Rosji i Chinach) produkowane są specjalne zestawy surwiwalowe. 

Największe profity koniec świata przynosi jednak właśnie wspomnianym projektantom bunkrów. Jeden z włoskich wykonawców takich projektów, cytowany przez dziennik "Corriere Del Veneto", powiedział, że w ostatnim czasie zbudował kilkanaście obiektów, które zapewnić mają bezpieczeństwo zaniepokojonym. 

"Jeden z obiektów, który zbudowaliśmy w Padwie, ma 60 metrów kwadratowych i jest w stanie przetrzymać trzęsienia ziemi i eksplozje. W jednym z jego pokoi znajduje się agregat prądotwórczy, który może pracować także na ropę i dzięki panelom słonecznym. Bunkier, który gotowy jest od maja, znajduje się na głębokości 3 metrów, ma sypialnie, łazienki i kuchnię" - powiedział Leonardo Remorini. 
Na kolejne takie żniwa projektanci schronów będą musieli z pewnością długo poczekać. 

Ale medialne szaleństwo wokół końca świata ma też pewne pozytywne efekty. Jak podał "The Huffington Post", pewne pochodzące z Nankin małżeństwo szanowanych naukowców, stwierdziło, że to dobry czas, by jakoś przysłużyć się światu. Oboje zdecydowali się wypłacić wszystkie swoje oszczędności, a następnie podarowali je najuboższym dzieciom, by - jak twierdzą - "uczynić je szczęśliwymi przynajmniej w tych dniach ostatnich". 


Brak komentarzy: