poniedziałek, 4 czerwca 2012

Znacznie wzrosło zagrożenie Erupcją wulkanu Yellowstone!!! Sytuacja Monitorowana na bierząco!


Eksperci nie mają wątpliwości. Wybuch superwulkanu byłby największą katastrofą naturalną, jaka może przytrafić się naszej planecie. Znacznie gorszym od powodzi, trzęsień ziemi, tsunami czy nawet uderzenia dużej asteroidy w powierzchnię Ziemi. Brzmi to szczególnie niebezpiecznie w kontekście najnowszych doniesień docierających do nas ze Stanów Zjednoczonych. Naukowcy zajmujący się badaniem aktywności wulkanicznej Yellowstone są przekonani, że do groźnej erupcji może dojść znacznie wcześniej, niż dotychczas sądziliśmy. O ile dotychczas zakładano, że wybuch żadnego ze znanych i zagrażających Niebieskiej Planecie superwulkanów nie nastąpi w ciągu kilku tysięcy lat, o tyle teraz jest już prawie pewne, że od erupcji dzielą nas setki, a według najnowszych prognoz - być może nawet dziesiątki lat.

 To zła wiadomość przede wszystkim dla Stanów Zjednoczonych. Władze USA od lat z niepokojem spoglądają w stronę Narodowego Parku w Yellowstone, pod powierzchnią którego znajduje się jeden z najgroźniejszych superwulkanów na Ziemi. Jeśli wybuchnie, ofiary będą liczone w dziesiątkach milionów, a prawie dwie trzecie całego kontynentu staną się miejscem niezdatnym do życia. Znaczące połacie ziemi zostaną pokryte pyłem wulkanicznym, a zmiany klimatyczne dotkną całą naszą planetę. Według ekspertów, groźba realizacji takiej wizji już w najbliższym czasie jest większa, niż dotąd przypuszczano. 

                                                     Zagłada zacznie się w Yellowstone?

Zaledwie kilka tygodni temu informowaliśmy o tym, że najnowsze badania wykazały, iż znajdujący się na terenie amerykańskiego parku narodowego Kaldera Yellowstone jest bardziej aktywny, niż myślano do tej pory. Oznacza to, że do wybuchów generowanych przez ukryte pod powierzchnią Parku Yellowstone zagłębienie, może dojść w każdej chwili. Analiza wykonana przez naukowców z Washington State University pokazała, że w przeszłości, w tym właśnie miejscu, zamiast jednej gigantycznej eksplozji, dochodziło do serii nieco mniejszych wybuchów. Ich konsekwencje były katastrofalne.

Nowe badania, opublikowane niedawno w Public Library of Science ONE, prowadzone był pod kierunkiem Guilherme Gualdy z Uniwersytetu Vanderbilt w Nashville, w stanie Tennessee. To właśnie jego wypowiedź zacytowana przez liczne media na całym świecie budzić może poważne obawy - "Nasze badania pokazują, że olbrzymie pokłady magmy znajdujące się pod powierzchnią nie będą w stanie przetrwać długo bez erupcji. Zmiany w procesie formowania się magmy zachodzą w ciągu czasu historycznego, a nie geologicznego, jak wcześniej sądziliśmy. To kompletnie zmienia naturę problemu" - powiedział dr Gualda. 

 Naukowcy zgadzają się co do tego, iż miejsca takie jak Yellowstone powinny być regularnie monitorowane. Konieczny jest też system wczesnego ostrzegania przed katastrofą i erupcją. Nie tylko amerykańscy eksperci zauważają, że system monitorowania superwulkanów, z którego aktualnie korzystamy, jest zbyt słaby i niewystarczający. W ubiegłym roku słynny wulkanolog, Clive Oppenheimer, ostrzegał, że ryzyko zniszczenia Ziemi przez wybuch superwulkanu wynosi 1 do 500. To dużo bardziej realna groźba niż uderzenie asteroidy. Naukowiec zauważał, że nawet jeśli mielibyśmy mnóstwo szczęścia i nie doszłoby to całkowitej zagłady życia na naszej planecie, to czekałaby nas i tak fala problemów dużo gorszych niż te, które związane były z wybuchem islandzkiego wulkanu Eyjafjallajokull czy z erupcją Grímsvötn.

Wulkanolog alarmował, że wybuch superwulkanu może wywołać reakcję łańcuchową - podobnie jak miało to miejsce w Japonii. Tsunami czy awaria elektrowni atomowej mogłyby skończyć się niewyobrażalnymi zniszczeniami. Wywołane przez erupcję trzęsienie ziemi mogłoby obudzić wulkany położone nawet tysiąc kilometrów od epicentrum. Oppenheimer podkreślał, że może się to stać nawet pół roku po wstrząsach. 

                                                               Czy mamy się czego obawiać?

Choć na terenie Polski nie ma żadnego superwulkanu, to zaledwie 800 kilometrów od Wrocławia położony jest niezwykle niebezpieczny Laacher. Ten drzemiący pod powierzchnią jeziora superwulkan oddalony jest zaledwie o 40 kilometrów od znajdującego się w zachodniej części Niemiec miasta Bonn. Jeszcze w styczniu 2012 roku zaczął uwalniać dwutlenek węgla. Zaalarmowani tym nagłym wzrostem aktywności geolodzy sprawdzili wówczas, że wulkan ten wybuchał zwykle co 10-12 tysięcy lat. Tymczasem, jego ostatnia erupcja zdarzyła się... 13 tysięcy lat temu. Wybuch trwał wówczas kilka dni, a jego konsekwencje były przerażające. Powierzchnia znacznie przekraczająca tysiąc kilometrów kwadratowych pokryta została siedmiometrową warstwą pyłu i pumeksu.

Choć przeprowadzone wówczas badania wykazały, że pomimo wzrostu aktywności magmy, Laacher nie zdradza sygnałów rychłego wybuchu, to nie jesteśmy do końca bezpieczni. Niezbędne jest bowiem nieustanne monitorowanie poziomu aktywności superwulkanu. W przeciwnym wypadku - czeka nas katastrofa o trudnych do wyobrażenia konsekwencjach dla całej planety.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Będą fajerwerki!!!

Andrew Vysotsky pisze...

Nie ma się czego obawiać. Jak zrobi bum!, to już niczego nie trzeba się będzie bać ;)