
Kiedy II Wojna Światowa zbliżała się do swojego końca, powoli stawało się jasne, że tylko cud może uratować III Rzeszę od ostatecznego upadku. Owiane legendą Wunderwaffe miało być tym, co nie tylko odwróciłoby losy wojny ale utrwaliło prymat Niemiec nad resztą świata.
Niemcy przez całą wojnę pracowali nad nową, przełomową technologią i mimo sugestii niektórych historyków nie była to technologia związana z rozszczepieniem atomu. Do dziś nikt nie jest w stanie dokładnie powiedzieć, czym miałaby być ta technologia. Nadano jej najwyższy stopień tajności i ukryto pod kryptonimem „Die Glocke” czyli „Dzwon”.
Dzięki tej technologii naziści chcieli osiągnąć trzy rzeczy za jednym zamachem. Przede wszystkim technologia ta miała im umożliwić pozyskiwanie tzw. energii punktu zerowego. Istnienie tej energii stwierdzono wraz z odkryciami Plancka, Bolzmana i Einsteina – co wynikało z podstaw mechaniki kwantowej. Tak więc to, co zwykliśmy uważać za doskonałą próżnię w przestrzeni kosmicznej, może być niezwykle pojemnym magazynem energii. Energia tej próżni przeciwstawia się grawitacji i utrzymuje Wszechświat w równowadze. Pozyskanie takiej energii stało się celem nadrzędnym niemieckich naukowców, bo III Rzesza była energetycznie uzależniona od dostaw ropy. To właśnie z tego powodu Niemcy stworzyli syntetyczne oleje a nawet syntetyczną benzynę – artykuły niezbędne do prowadzenia wojny.
Nowa technologa miała również pozwolić na zbudowanie takiego rodzaju napędu, który o wiele dziesiątków lat przewyższyłby wszystko co stworzono w tamtych czasach na ziemi. Trzecim elementem tej technologii miało być wykorzystanie jej jako potężnej broni o nieznanej do tej pory sile rażenia. Osiągnięcie jednego z tych elementów oznaczało, że automatycznie zrealizowane będą dwa następne założenia – co w efekcie da darmową energię, nowoczesny napęd i potężną broń. Gdy mówimy tu o broni, to bomba wodorowa w porównaniu z tą jaką zamierzali zbudować Niemcy przy użyciu energii punktu zerowego, wyglądałaby jak świąteczne fajerwerki. Tak więc w niemieckich laboratoriach przeprowadzano naprawdę awangardowe doświadczenia naukowe.

Miejscem gdzie testowano wszystkie te technologie było niewielkie miasteczko Ludwigsdorf, znane dzisiaj jako polskie Ludwikowice Kłodzkie. Wciąż można tam zobaczyć pochodzącą z lat 40-tych zeszłego stulecia, dziwną konstrukcję przypominającą… Stonehenge. Konstrukcja jest zbudowana z betonu i tworzą ją potężne bloki, które ustawione wszystkie razem obok siebie zataczają koło. Oficjalna historyczna wersja tego co tam się znajdowało mówi, że konstrukcja była chłodnicą dla stojącej nieopodal elektrowni. Jednak porównując to wszystko co przetrwało do dziś ze zdjęciami zrobionymi przez alianckie samoloty szpiegowskie, przelatujące nad tymi terenami w czasie wojny – nie można odnaleźć tam żadnej wieży chłodniczej! Autor książki „Roswell and III Reich” – Joseph Farrell – uważa, że betonowa konstrukcja służyła do prób z… Die Glocke.
Dzwon widzieli świadkowie, którzy byli więźniami mieszczącego się nieopodal obozu koncentracyjnego Gross Rosen. Ci co przetrwali do końca wojny opowiadali, że nad poligonem, gdzie znajduje się dziś betonowa struktura, często nocą jaśniała błękitna łuna, wskazująca na użycie elektryczności o bardzo wysokim napięciu.

Tak więc „zwycięzcom” powoli przekazywano wszystkie znaczące niemieckie technologie, co nie wzbudzało nawet cienia wątpliwości wobec ich lojalności dla nowych panów. Jednak jedyną technologią, która nigdy nie została nikomu przekazana był projekt „Dzwon”. „Dzwon” został potajemnie i w całości wywieziony do Argentyny, gdzie naziści mogli z powodzeniem, nie niepokojeni przez nikogo, kontynuować swoje doświadczenia.

Kiedy jeszcze raz przeliczono wszystkich naukowców jakich Rosjanie i Amerykanie przejęli pod koniec wojny, okazało się jednak, że części z nich nie odnaleziono nigdy. Nawet ich nie szukano bo Amerykanie podejrzewali, że mają ich Rosjanie i odwrotnie. Tymczasem wielu z nich znalazło bezpieczne schronienie w Argentynie. Zwłaszcza dwóch z nich odgrywało tu niezwykle ważną rolę. Pierwszy to Ronald Richter – który mógł z powodzeniem samodzielnie kontynuować doświadczenia nad „Dzwonem” pod życzliwą opieką prezydenta Argentyny Juana Perona. Drugim był Reimar Horten, który wraz z bratem stworzył ultranowoczesne konstrukcje lotnicze, które jednak nigdy nie wyszły poza fazę eksperymentów. Tych dwóch ludzi było w stanie zagwarantować dalszy rozwój prac nad najtajniejszym projektem militarnym III Rzeszy, dzięki czemu mogłaby ona zostać wskrzeszona jak feniks z popiołów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz